Ukraina 2016: Lwów, Kijów, Czarnobyl!

4662
2
PODZIEL SIĘ

Razem z ekipą Wroc-Low Level pojechaliśmy na Ukrainę. Wszystko po to, aby stanąć pod IV blokiem reaktora jądrowego w Czarnobylu… 30 lat po katastrofie, o której wieść obiegła cały świat. Przedstawiamy film podsumowujący nasz wyjazd. Sam pobyt w strefie wykluczenia podsunął nam dość ciężkie pytanie, na które spróbowaliśmy odpowiedzieć:

Czy Prypeć dalej jest Eldoradem Urbexu?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, dlatego chcemy podzielić się z Wami swoimi prywatnymi odczuciami.

Tomek: Dla mnie wizyta w Strefie 0 była czymś wyjątkowym z dwóch powodów. Po pierwsze: urodziłem się dokładnie dwa tygodnie po wybuchu pożaru w elektrowni. Rok 2016 to dokładna, okrągła 30. rocznica tej katastrofy oraz moje 30. urodziny. Uznałem, że wypad do Prypeci będzie swoistą pielgrzymką „30 lat po…”. Szczególnie „w punkt” biorąc pod uwagę profil turystyki, jaką uprawiamy. Drugim powodem była niesamowita chęć rewizyty i porównania tego, co się zmieniło w Strefie przez ostatnie 6 lat. Zmiany są… KOLOSALNE. Zacznę od samego przebywania na Ukrainie. Wyczułem sporą niechęć do Polaków. Znamiona antypatii przejawiały się w wielu sytuacjach, nawet w restauracjach, gdzie tak naprawdę powinna działać idea „klient nasz pan” choć oczywiście mowy o wyższości naszej nad Kijowianami być nie może. Kolejna kwestia to ilość wojskowych na ulicach oraz uzbrojona ochrona w sklepach (akurat jedno z milszych spotkań z rodowitymi Ukraińcami to właśnie ochroniarz w jednym ze sklepów obok Majdanu).
Ale przejdźmy do najważniejszego – Strefa 0. W stosunku do 6 lat wstecz niesamowicie rozwinęła się strefa przemysłowa przy reaktorach. Swoją siedzibę od 2013 roku ma tam firma, która zajmuje się ekstrakcją mas paliwowych. Do tego nieopodal starego sarkofagu stanęła olbrzymia Arka – metalowa konstrukcja, która ma przykryć dotychczasowy, nieszczelny zresztą Sarkofag, okalający zgliszcza reaktora numer 4. Konstrukcja Arki ma zabezpieczyć reaktor na kolejnych 100 lat. A sam twór w kształcie olbrzymiego hangaru…cóż. Zrobił na mnie tak piorunujące wrażenie, że szczerze to nie mogłem się napatrzeć. Lśniąca w słońcu powłoka, ludzkie istnienia na niej niemal nie widoczne – z takim gabarytem mamy do czynienia. Od przodu widać idealnie wycięty kształt, który pokryć ma dokładnie kształt sarkofagu. Dodatkowo odległość, która dzieli obie konstrukcje sprawia, że naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić zespolenie tychże obiektów ze sobą. Ma się to odbyć przez nasunięcie Arki na Sarkofag i mam nadzieję, że ktoś nagra cały ten proces, bo nie sądzę, by było mi to dane obserwować na własne oczy. Po wjeździe do Prypeci znów dostałem porażenia. Przez 6 lat roślinność tak bujnie pokryła ulice miasta, że praktycznie w ogóle nie widać budynków z poziomu gruntu. Dopiero rewizyta dachu Fujijamy przywołała wspomnienia. Obiekty w mieście są w coraz większej rozsypce. Warunki atmosferyczne dają o sobie znać. Wszystko jest przesiąknięte deszczem, wiatr wybija szyby w pootwieranych oknach. Wszędzie widać efekt ludzkich rąk- „fotografów” łapiących kadry spreparowane w sposób niejednokrotnie komiczny i zawsze nienaturalny. Do tego wycieczki. Cóż – sam byłem elementem komercjalizacji tegoż miejsca. Poza nami spotkaliśmy cztery totalne inne ekipy, ekipę Stalkerów, oraz 3 grupy turystów, w których widziałem nawet pana w garniturze, wyglądającego jakby zajechał do Strefy w drodze na spotkanie biznesowe. Zdecydowanie psuje to klimat eksploracji.

Podsumowując – obecnie dostanie się do mitycznej Strefy 0 nie jest niczym wyjątkowym, lecz bycie w niej mimo wszystko już tak. Obcowanie z tą żywą historią, przebywanie w miejscu które zna cały świat a jego ¾ boi się skutków awarii to najlepsze emocje, jakie mogą zawładnąć ciałem miejskiego eksploratora. I jest w tym miejscu komercja, i można kupić tam pamiątki, ale jest także magia która sprawia, że wrócę.

Tak, Prypeć, Strefa 0 to jest Eldorado Urbexu…

Maciek: Dla mnie wyjazd do strefy zapowiadał się jedną z ciekawszych przygód w życiu. Planowałem go od co najmniej czterech lat, aż w końcu udało się go zrealizować. Czy mi się podobało? I Tak i nie. Na tak jest sam fakt ujrzenia na własne oczy IV reaktora, arki i spędzenie kilku chwil w Prypeci. Na nie jest zdecydowanie czas… Prypeć to miasto, którego nie da się zobaczyć w jeden dzień, tydzień czy miesiąc. Obcowanie z opuszczonymi miejscami to obcowanie z historią. Należy się pochylić, zastanowić, wyobrazić… Przenieść się w czasie. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Każda sekunda była istotna, aby zobaczyć jeszcze więcej, aby jeszcze więcej wynieść z tego wyjazdu, aby zrobić jeszcze jedno zdjęcie i nagrać jeszcze kilka sekund filmu. Nie lubię działać w pośpiechu, ale założenia wyjazdu były znane od początku, także nie mogę wymagać za wiele. Jedno jest pewne. Zdecydowanie tam wrócę. Niebawem. Tylko do strefy wykluczenia. Wszystko po to, aby jeszcze raz dotknąć tego miejsca w należyty sposób. Żeby jeszcze raz zobaczyć Czarnobyl i Prypeć. Wtedy też będę w stanie odpowiedzieć na pytanie czy jest to nasze Urbexowe Eldorado…

2 KOMENTARZE