Parę dni temu zakończyła się akcja ratunkowa w Tajlandii. Chyba nie ma na świecie rozgłośni radiowej, telewizyjnej, nie ma gazety, czy osoby, która nie mówiłaby czy nie słyszałaby o tej niespotykanej sytuacji.
Postanowiliśmy i my napisać kilka słów o heroicznej walce o chłopaków, pokrótce podsumować akcję – by mieć pewność, że ślad po tym zdarzeniu nie zaginie.
Pewnie każdy z Was zastanawiał się co poczuli chłopcy i ich trener gdy zorientowali się, że droga powrotna została odcięta i są uwięzieni. My, chodząc z reguły we dwóch, po jaskiniach, opuszczonych kopalniach, czy sztolniach, niejednokrotnie śpiąc w tych miejscach, czasem kilkadziesiąt metrów pod ziemią, często zastanawiamy się, co by było gdyby za nami oberwał się kawałek stropu, puściłaby obudowa górnicza, nastąpiło tąpnięcie i odcięło by nas od wyjścia. Stąd bardzo silnie zadziałała nam wyobraźnia po tym, jak w Internecie ujrzeliśmy pierwsze doniesienia o zaginięciu grupy.
23 czerwca 12 chłopców w wieku od 11 do 16 lat z jednej drużyny piłkarskiej i ich trener weszli do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang, gdzie zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. Kompleks jaskiń ciągnie się tam przez kilka kilometrów, przejścia są wąskie, a w porze deszczowej często zalewa je woda. Trener zapewne zdecydował się na penetrację jaskini przez fakt, iż obecnie mało prawdopodobne były obfite opady. A jednak. Alarm podniósł strażnik z parku narodowego, który po zamknięciu jego bram zauważył przy wejściu do jaskini rowery, plecaki i buty, które – jak się potem okazało – zostawili chłopcy, którzy zapuścili się niżej.
Chłopców namierzono po 9 dniach poszukiwań! Biorąc pod uwagę fakt, że na pewno nie byli przygotowani na tak długą obecność pod ziemią, najpewniej nie dysponowali dostateczną ilością światła, ani, tym bardziej, pożywienia, ich pobyt tam musiał być nie lada wyzwaniem dla psychiki.
Chłopców oraz trenera odnaleziono niemal 4 km od wejścia do jaskini! Po ich namierzeniu zaczęła się walka z czasem, gdyż zbliżają się do Tajlandii monsunowe opady. Po dotarciu nurków jaskiniowych do dzieci i trenera zaczęto opracowywać różne koncepcje wydobycia ich na zewnątrz. Specyfika jaskiń jest taka, że są z reguły bardzo ciasne, trudne do przejścia nawet na sucho. Jeśli dorzucić do tego zalanie wodą i konieczność przenurkowania nawet nie całej długości a tylko syfonów, to robi się naprawdę niebezpiecznie. Nurkowanie overhead czyli zanurzenia w przestrzeniach zamkniętych, to zajęcie naprawdę nie dla wszystkich. Jedną z koncepcji był przyspieszony kurs nurkowania jaskiniowego dla całej grupy. Brzmi to nawet mało realnie, a co dopiero wdrożyć to w życie. Kolejną opcją była próba odpompowania wody, która także okazała się mało realna. Z kolei Miliarder Elon Musk zaprezentował specjalną kapsułę, który ma pomóc w akcji ratunkowej. Kapsuła, którą wybudowała firma Muska SpaceX, przeszła testy w basenie w Los Angeles. Średnica kapsuły, wewnątrz której zmieścić się może jedna osoba, wynosi 31 centymetrów, waży ona około 40 kilogramów. Firma SpaceX stworzyła jednak także dmuchaną replikę kapsuły, która pozwoliłaby na ewentualne testy bez ryzyka zablokowania przejścia. Ostatecznie jednak zdecydowano się na przetransportowywanie pojedynczo chłopców w asyście dwóch wyspecjalizowanych płetwonurków (jeden przed, drugi za – transportowanym). Chłopcy i trener mieli na sobie maski pełnotwarzowe. Jeśli można mówić tu o jakimkolwiek sprzyjającym akcji aspekcie, to… Woda była ciepła. Wydaje się to błahe, ale gdyby miała ona temperaturę naszych, tatrzańskich wód jaskiniowych (ok 4°C) to dodatkowym problemem byłoby zagrożenie hipotermią.
Ostatecznie 10. lipca, czyli po niemal 3 tygodniach pod ziemią, akcja zakończyła się niemal 100% sukcesem. Jaskinia oraz cała ta sytuacja zebrały jednak mimo wszystko swoje żniwo – tragicznie zginął jeden z nurków – Saman Kunan.
Można by zastanawiać się nad winą trenera, nad brakiem odpowiedzialności, niefrasobliwością… Można by doszukiwać się jego winy. Ale czy to ma sens? I tak będzie miał na sumieniu życie człowieka, który szedł im z pomocą. To wystarczająca kara. Cała sytuacja to wyjątkowo nieszczęśliwy zbieg nieprzewidzianych sytuacji. Nie ma tu umyślnego działania i należy się cieszyć, że mimo wszystko sytuacja zakończyła się pomyślnie.
W akacji brało udział kilkadziesiąt osób, nie sposób tu wymienić wszystkich, lecz wspomnieć na pewno należy nazwiska ratowników nurków – Saman Kunan (zginął), Mikko Paasi, Claus Rasmussen, Ivan Karadzic, Bruce Konefe, John Volanthen, Ben Reymenants, Rick Staton, Chris Jewel, Jason Madison, Tim Acton, Maksym Polejaka, Vsevolod Korobov, Ruengrit Changkwanyuen, Por Parasu Komaradat i oddział Tajski Navy SEAL.
Należy im się wielki szacunek za poświęcenie oraz podziw dla niebywałych umiejętności.
A czy dla nas może płynąć z tej sytuacji jakaś nauka? Owszem! Zawsze informujmy bliskich gdzie, z kim i na jak długo się wybieramy. Nie ważne, czy jest to górski szlak, czy bunkry, czy jaskinie… Co by się nie stało – szybko podjęta akcja ratunkowa daje większe szanse na stuprocentowe jej powodzenie.
https://www.facebook.com/groups/427531860598079/
http://www.tvn24.pl
http://www.nto.pl/polska-i-swiat/a/akcja-ratunkowa-w-jaskini-tham-luang-w-tajlandii-zakonczona-sukcesem-uratowano-wszystkich-uwiezionych-chlopcow-i-ich-trenera,13328268/